Tytuł: Cała nadzieja w Paryżu
Autor: Deborah McKinlay
Wydawnictwo: Feeria
Rok wydania: 2014
Liczba stron: 267
Moja ocena: 3/10
Motyw miasta zakochanych, jakim jest Paryż pojawiał się już w literaturze, w szczególności kobiecej, po wielokroć. Samo słowo Paryż przywołuje w myślach miłe skojarzenia. Lecz czy wielokrotne powtarzanie tego samego miejsca akcji w książkach, jak i filmach może w końcu stać się banalnym działaniem? Niestety tak. W momencie, gdy księgarnie aż opływają w romantyczne historie ze wspomnianym środkiem, trzeba się nie lada natrudzić, aby opowieść opiewała w zachwytach.
Tytuł Cała nadzieja w Paryżu zmyli wiele osób nim zainteresowanych. W całej książce nie mamy sposobności poczuć magicznego klimatu wspomnianego miasta. Główną bohaterką jest kobieta po czterdziestce - EvePetwoth. Jej córka, Izzy, właśnie szykuje się do zamążpójścia. Dla nieszczęśliwej Eve oznacza to ponowne spotkanie się z byłym mężem, który porzucił ją niedługo po tym, jak na świecie pojawiła się Izzy. Bohaterka przez cały czas żyła w cieniu swojej despotycznej matki, w konsekwencji doprowadziło ją to do ataków lęku, z którymi musi walczyć.
O ile najważniejszy mężczyzna w książce - Jack - jest w miarę wyrazistym bohaterem i da się go polubić, to główna bohaterka, Eve, wykreowana została na sierotkę Marysię - biorąc pod uwagę, że jest dojrzałą kobietą, aż ciężko uwierzyć w jej słabość charakteru. Sytuacji nie ratuje nawet wiek wspomnianych postaci. Młodym czytelniczkom, które zapewne zwiedzie piękna okładka i ciekawy opis wydawcy, niestety ciężko będzie utożsamić się z czterdziestoletnimi kreacjami. Tym postaciom przyświecają wartości i takie motywy postępowania, które nie spotkają się ze zrozumieniem wśród odbiorców.
Poziom językowy Deborah McKinlay nie można określić jako wspaniały ani nawet dobry, jej warsztat pisarski jest, co najwyżej, przeciętny. Jedyną rzeczą, która utrzymuje tu namiastkę rozkosznego klimatu jest często przeplatany wątek jedzenia. Tylko te opisy mogą lekko oczarować. Ku udręce, nie zetkniemy się na kartach tej powieści z płomiennym romansem, jak można by przypuszczać. Tutaj pojawi się pytanie, o czym w takim razie jest ta książka? Mianowicie, o gotowaniu, o relacjach między matką a córką, o przemożnym wpływie innych ludzi na nasze życie. Lecz przemożnych braków truistycznej opowieści nie uzupełni nawet jej wymowa, gdyż ta prezentuje się tak samo słabo jak fabuła.
Wydarzenia obserwujemy ze strony Eve, jak i Jacka. W tej kwestii autorka także nie poradziła sobie korzystnie, nieumiejętna zmiana narracji sprawia, że gubimy się w i tak nudnych losach bohaterów. Z gąszcza negatywów wyłania się pozytyw, jakim jest wplecenie do fabuły listów, które wymieniają między sobą bohaterowie. Spotykamy się z ciekawą kombinacją – dzisiejszy świat oraz wymierająca już forma komunikacji między ludźmi, charakterystyczna dla przeszłych pokoleń.
Cała nadzieja w Paryżu jest książką nużącą. Losy bohaterów są podobne do tych, o których możemy usłyszeć w telewizji, przy okazji oglądania jednego z trywialnych seriali, jakich ostatnio mamy na pęczki. Plusy powieści giną w nadmiarze minusów. Książka spodoba się tylko czytelnikom bardzo niewymagającym, jednakże nie wiem, czy słowo bardzo jest tutaj odpowiednie, gdyż lektura naprawdę nie zasługuje na zainteresowanie. Reklama zrobiła swoje. Nie omieszkam stwierdzić, że jedyną rzeczą, która pozostaje po tej lekturze, jest apetyt na jakieś smaczne jedzenie, co niestety również może okazać się wadą, szczególnie dla osób, które są na diecie.
„Połączeni wspólną pasją jedzenia, Eve i Jack prowadzą ze sobą DŁUGIE rozmowy przez ocean:
Drogi Jacku,
nie, nie gotuję zawodowo.
EvePetworth
~~
Zatem z miłości?
Jack
~~
Dla uspokojenia nerwów, uporządkowania, ukojenia. A Pan?
~~
Z miłości.”
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Każdy komentarz sprawia mi ogromną radość i za każdy dziękuję ;)