Autor: Marek Krajewski
Tytuł: W otchłani mroku
Wydawnictwo: Znak
Rok wydania: 2013
Liczba stron: 316
Zakochałam się w twórczości Marka Krajewskiego, czytając cykl o Eberhardzie Mocku. Mając za sobą już kilka utworów tego pisarza zauważyłam, że mają one dużo wspólnych cech. Niestety, dla wielu nie będzie to wabikiem do zapoznania się z jego książkami. Kim jest Marek Krajewski? Z pewnością, fanatyk kryminałów odpowiedziałby na to pytanie bez zająknięcia. Jednak dla tych, którzy jeszcze go nie znają warto wspomnieć kilka słów. Mianowicie jest on filologiem klasycznym, za promocję Wrocławia w swoich dziełach został tytułowany Ambasadorem tego miasta.
Mamy rok 1946. Były komisarz dostaje
zadanie od profesora filozofii, Stefanusa. Popielski ma wytropić, kto z jego
uczniów jest szpiclem UB. Brzmi banalnie, niestety okazuje się czymś znacznie
trudniejszym. Dochodzenie szybko zmienia się w pościg za trójką żołnierzy Armii
Czerwonej, którzy gwałcą i topią młode dziewczęta. Popielski nie jest jednak
jedynym, który stara się złapać morderców. O ich pochwycenie zacięcie walczą
również ludzie UB i NKWD. „Kto odważy
się spojrzeć w otchłań zła?”
Muszę od początku zaznaczyć, że to była
moja pierwsza książka z cyklu, w którym głównym bohaterem jest Edward
Popielski. Nie było to jednak żadną przeszkodą w zrozumieniu lektury. Mało tego od razu polubiłam tę postać, jest
konkretna i nie przesłodzona. Na korzyść działa również ukazanie zarówno zalet,
jak i wad tego bohatera. Krajewski po raz kolejny oczarował mnie swoimi opisami
Wrocławia. Za każdym razem, gdy czytam jego książki, to mam ochotę zwiedzić to
piękne miasto. Oprócz tego kolejny raz pisarz pokazał, że znakomicie potrafi
budować napięcie i zaskakiwać wydarzeniami. Odniosłam wrażenie, że tę historię
autor uraczył mniejszą ilością brutalnych opisów. Nie będę ukrywać, że uważam
to za plus. Wiem jednak, że wielu z Was powiedziałoby inaczej. Jego styl jest
na wysokim poziomie. Autor potrafi niejednokrotnie rozbawić czytelnika.
W tej książce nie zabrakło mrocznego
klimatu charakterystycznego dla pióra Krajewskiego. Niestety wywody
filozoficzne, które miały wzbogacić lekturę, w moim przypadku, nie podziałały.
Mogę wręcz powiedzieć, że trochę kłóciły się z akcją i były zwyczajnie nużące.
„W otchłani mroku” to kolejny dobry kryminał,
od którego ciężko się oderwać. Dwa plany czasowe ubarwiają powieść. Nie da się
ukryć, że nie jest to najlepsza książka tego pisarza, jednak potrafi zachwycić.
U Krajewskiego uwielbiam zakończenia. Jestem ciekawa, czym pisarz zaskoczy mnie
w następnym swoim dziele. Oczywiście będę czekać z zapartym tchem. Wy tymczasem
sięgnijcie po tę książkę, naprawdę warto. Mogę ją polecić osobom lubujących się
w kryminałach, jak i miłośnikom Krajewskiego. Możemy być dumni, że mamy w
Polsce tak dobrego pisarza.
„Mistrz kryminału wraca do
Wrocławia.”